publikacja 26.12.2011 05:30
Kiedy mówię „Veselé Vánoce” spotkanemu na rynku panu Leonowi, kręcą się mu łzy w oczach, bo Vánoce nie będą już dla niego takie wesołe, odkąd zmarła żona. - Ale pan farář z Polska jest bardzo dobry człowiek - mówi.
Neogotycki kościół w Kobeřicach Andrzej Kerner/GN
Nie robić tu Kościoła polskiego
– Dla wiernych w Czechach ksiądz nie może być tak twardy, czasem trzeba oko przymknąć, żeby nie zrazić człowieka na wiele lat, a może na zawsze – ks. Pawlica tłumaczy specyfikę duszpasterstwa po południowej stronie granicy. Ksiądz Marek np. nie odmawia chrztu dzieciom przynoszonym przez rodziców nieżyjących w związku sakramentalnym. – Nigdy też nikomu nie odmówiłem pogrzebu. Jeszcze nikomu Msza św. nie zaszkodziła. Nie ja jestem od osądzania. A poza tym to jedyna szansa kontaktu z ludźmi, którzy już do kościoła nie chodzą. Powiedziałem sobie na początku, że nie będę robił Kościoła polskiego w Czechach. Choć wprowadziłem Roraty i to się przyjęło. Kolędy nie wprowadzam, bo musiałbym chodzić cały rok. Ludzie nie zrozumieliby, że wpadam na parę minut. Tu trzeba z ludźmi posiedzieć, pogadać, poświętować – opowiada.
Vánoce, czyli Święta Noc
Katolicy z Kobeřic świętowali Boże Narodzenie podobnie jak my. Trochę inna jest wieczerza wigilijna. Tradycyjnie na stole pojawią się sałatka kartoflana, karp, zupa grochowa, kompot z suszu i vánoční cukroví, czyli specjalne ciasteczka świąteczne, a na śniadanie koniecznie vánočka - bożonarodzeniowa pleciona chałka, nadziewana rodzynkami, migdałami i kandyzowanymi owocami. Pan Ježíš będzie dokładnie taki sam.