Studiują dokumenty Kościoła, uczą się łaciny, po wiejskich parafiach poszukują ornatów i feretronów. Wszystko po to, żeby lepiej poznać „Mszę wszechczasów”.
Lodówka z kalendarzem
– Nie ma linii frontu – śmieje się Dariusz Lebiedowicz. – I tu, i tu dokonuje się ofiara Chrystusa. W pozostałe niedziele jestem na Mszy św. sprawowanej w zwykłej formie rytu. Tyle że komunii na stojąco nie przyjmę. Miałbym wrażenie, że popełniam świętokradztwo. Na klaskanie i tupanie w rytm piosenek też się nie zgadzam. Darek stara się żyć według etyki przedsoborowej i przedsoborowego kalendarza. Na lodówce wisi rozpiska świąt i oktaw, których przedsoborowy kalendarz ma bez liku. – W tym miesiącu post ścisły ilościowy i jakościowy jest tylko w jeden dzień: w wigilię Wszystkich Świętych. Ale raz na kwartał przypadają też tzw. suche dni, czyli postne. Niekiedy to trudne, zwłaszcza gdy wyjeżdżam na delegacje – przyznaje.
Jego pasja do liturgii przedpoborowej wzięła się z zachwytu tamtej muzyki. Nie ukrywa, że drażnią go współczesne piosenki religijne wprowadzane do liturgii. – Walczyk kłóci mi się z duchem liturgii. Lubię te piosenki, ale chyba nie w kościele. Tu potrzebuję wyciszenia i sacrum – śmieje się Darek, choć z nieukrywanym przekąsem. Do odkrywania piękna przedpoborowej liturgii zachęcił całą rodzinę. Synowie Bruno i Borys już służą przy ołtarzu. Antek dopiero się przygotowuje. Czeka z niecierpliwością swojej Pierwszej Komunii Świętej, żeby móc razem z braćmi stanąć przy ołtarzu. Ma już przyszykowaną komżę. – Bardzo szybko przyszło im nauczenie się ministrantury. Najmłodsi, Leon i Wandzia, też są osłuchani z łacińską liturgią. Ja musiałem poświęcić urlop na to, żeby się wszystkiego nauczyć – nie ukrywa Darek.
Chłopcy potwierdzają, że nauczenie się łacińskiej ministrantury nie było wcale takie straszne. – Trochę na początku się denerwowałem, że coś pomylę. I rzeczywiście zadzwoniłem nie w tym miejscu, co trzeba. Teraz to już nie jest żaden problem i wolę liturgię po łacinie – opowiada z przekonaniem licealista Bruno.
Zieleńszy odcień zieleni
Podobnie mówi Grzegorz Jędernal, uczeń IV klasy technikum, który przyjechał na warsztaty z sąsiedniej diecezji pelplińskiej. – To bardziej tradycja mnie znalazła niż ja ją. Natknąłem się na jakieś informacje w internecie, potem pojechałem na Mszę. Urzekło mnie piękno tej liturgii. W końcu ksiądz zaproponował, żebym został ministrantem, chociaż nigdy wcześniej nie służyłem do Mszy – opowiada chłopak. Przyjechał na warsztaty, żeby lepiej poznać to, co go tak zafascynowało. – Porusza mnie też świadomość ciągłości historycznej, doświadczenie tego, że w ten sam sposób przeżywali Mszę św. mój dziadek, jego dziadek i tak dalej. I wbrew pozorom czuję się bardziej zaangażowany w to, czego doświadczam, bo przeżywam tę Mszę bardziej wewnętrznie niż zewnętrznie. Chcę więc jak najwięcej się dowiedzieć, nauczyć – wyznaje Grzesiek.
Tradycjonaliści dbają o najmniejsze detale. Poszukują ornatów, manipularzy, nawet obrusów. – Ołtarz przykryty jest trzema obrusami, w mensie ołtarzowej muszą być relikwie męczenników, potrzeba 6 jednakowych kandelabrów – wylicza Darek Lebiedowicz, główny motor napędowy środowiska. Owocne okazało się odwiedzanie wiejskich parafii. – Bardzo pomógł nam w tym ks. dr Jacek Lewiński, który zwrócił się do wszystkich parafii w diecezji z prośbą o poszukanie dawnego wyposażenia. Okazało się, że w Miastku zachował się niemal komplet. Trochę z aukcji internetowych, trochę też o. Krzysztof znalazł w zasobach klasztornych – mówi Darek. Przy takiej dbałości o szczegóły problemem stają się nawet… odcienie. – Mamy manipularz zielony, ale mocno rzuca się w oczy, że jest z innego kompletu. Chcemy, żeby wszystko było tak jak trzeba i na chwałę Bożą coraz lepsze – dodaje, choć przyznaje z dumą, że dużo już udało im się zgromadzić. – Nie moglibyśmy tylko sprawować Mszy pontyfikalnej, bo nie mamy w zasadzie nic, co potrzebowałby włożyć na siebie biskup, od ornatów po najmniejsze detale jego stroju jak rękawiczki czy rajstopy – zapewnia.
aktualna ocena | |
głosujących | |
Ocena |
bardzo słabe |
słabe |
średnie |
dobre |
super |
Watykan uznał cud potrzebny do kanonizacji Pier Giorgio Frassatiego.
Jako dewizę biskupiego posługiwania przyjął słowa „Ex hominibus, pro hominibus” (Z ludu i dla ludu).
To nie wojna. T korzystanie z praw zagwarantowanych w konstytucji.