O kapłańskich powołaniach, oczekiwaniach wiernych w stosunku do księży i o formacji kleryków z ks. Markiem Szymańskim, członkiem Krajowej Rady Duszpasterstwa Powołań przy KEP oraz prefektem w lubelskim seminarium duchownym, rozmawia Agnieszka Gieroba.
Agnieszka Gieroba: Statystyki mówią o spadku powołań kapłańskich w Polsce; czy archidiecezję lubelską też dotyka kryzys powołań?
ks. Marek Szymański: – Też, choć od lat archidiecezja lubelska zajmuje 4. lub 5. miejsce pod względem liczby powołań w Polsce. Przoduje w tym diecezja tarnowska, ale Lublin jest i tak w czołówce. Czwarte miejsce na liście ponad 40 seminariów to niezły wynik. Nie zmienia to jednak faktu, że od kilku lat liczba wstępujących do seminarium maleje. W tym roku akademickim w diecezjalnych seminariach w Polsce jest 4028 kleryków, to nawet 25 proc. mniej niż w roku 2006/2007.
Jakie są przyczyny spadku powołań?
– Z pewnością jest ich kilka, począwszy od niżu demograficznego, mniej ludzi zdaje maturę, więc i mniej wybiera seminarium, przez emigrację, która wielu młodych zaprowadziła gdzieś na obczyznę, a skończywszy na pewnej oschłości duchowej. Liczba powołań wzrastała podczas pontyfikatu Jana Pawła II. Po każdej pielgrzymce Papieża do Polski następowało coś w rodzaju wysypu powołań, teraz tego zabrakło. Nasza diecezja jednak nie może narzekać, choć oczywiście cieszyłoby nas, gdyby liczba powołań rosła. Lublin związany ze środowiskiem KUL wciąż przyciąga młodych ludzi z całej Polski, także tych, którzy odkrywają swoje powołanie. Myślę, że o naszej diecezji można w ogóle powiedzieć, że zamieszkuje tu lud pobożny i wartości chrześcijańskie są po prostu przekazywane kolejnym pokoleniom w rodzinach. Znaczną rolę w powołaniach kapłańskich odgrywają miasta, których nie brakuje w naszej archidiecezji. To w tych ośrodkach działa prężnie wiele wspólnot i grup duszpasterskich, w których rodzą się powołania. To też pewien znak czasu i zadanie dla duszpasterzy. Kilka lat temu większość powołań pochodziła z parafii wiejskich, teraz zmieniło się to na korzyść miasta.
Jakimi kapłanami chcą być klerycy wstępujący do seminarium?
– Na pewno dobrymi i szczęśliwymi. Formacja seminaryjna oczyszcza motywacje, z jakimi młodzi zgłaszają się do nas. Każdy człowiek chce być szczęśliwy, ksiądz też. Jeśli w seminarium utwierdzi się, że Chrystus jest jego drogą i szczęściem, będzie dobrym księdzem. Są jednak i takie przypadki, że klerycy weryfikują swoje powołanie, czując, że kapłaństwo nie da im szczęścia. Wtedy odchodzą, i to dobry znak, potwierdzający odpowiedzialne patrzenie na posługę kapłańską w Kościele.
Większość wiernych oczekuje, by ksiądz był postacią wyraźną, oddaną Panu Bogu i ludziom. Czy seminarium przygotowuje do tego kleryków?
– Jeśli ktoś myśli, że formacja w seminarium polega na odizolowaniu kleryków od świata, to jest w błędzie. To nie tylko studia teologiczne i modlitwa, to także zaangażowanie w różne wspólnoty, posługa w szpitalach, hospicjach, na koloniach dla dzieci, praktyki w parafiach. Chcemy, by młody ksiądz był osadzony w realiach codziennego życia, tak by mógł na różnych polach służyć ludziom, do których zostanie posłany.
Czy my, świeccy, możemy pomagać kapłanom stawać się jeszcze lepszymi księżmi?
– Oczywiście. Warto pamiętać w modlitwie o swoich duszpasterzach, ale też stawać w obronie wartości, Kościoła i kapłanów. Często katolicy unikają dyskusji czy wręcz sami wyrażają negatywne zdanie o księżach, a tymczasem trzeba by wspierać działania podejmowane przez duszpasterzy. Może swoim świadectwem zachęcimy kapłanów do jeszcze większego wysiłku, zmobilizujemy do konkretnego działania. Kościół przecież to nie tylko księża, Kościół stanowimy my wszyscy ochrzczeni.
«« | « |
1
| » | »»